Życie studenta ma swoją specyfikę. Jednym z plusów (dodatnich bądź też ujemnych) są przeprowadzki w poszukiwaniu stancji, pokoju albo mieszkania. Bywa że trafia się od razu na właściwe i siedzi w nim aż do końca studiów. Czasem jednak jest i tak, że ma się „czarną serię” i trafia się z jednej nory do drugiej. W pewnym momencie właśnie na coś takiego trafiłem i w ciągu sześciu miesięcy przeprowadzałem się w sumie sześć czy siedem razy. Aż w końcu znajoma z roku przeprowadzając się do koleżanki, zostawiła mi swój pokój w małym mieszkaniu w bloku blisko uczelni. Tanio nie było ale za to na swój wydział mogłem iść w piżamie i w kapciach. Czyli odpadają przejazdy. Coś za coś. Nie bardzo rozumiałem, dlaczego wyprowadziła się z tego pokoju. Aż do weekendu.
W sobotę z samego rana obudził mnie bowiem ryk silników motocyklowych i charakterystyczny, słodki zapach spalin. Nie do pomylenia z żadnym innym zapachem. Okazało się, że moje okno wychodzi wprost na stadion żużlowy i jest doskonałym punktem widokowym. Nie żeby mi to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.
Wychowałem się na Mazowszu, gdzie „czarny sport” jest w ogóle nieznany, więc wszystko było dla mnie nowe. Oraz strasznie ciekawe. Mam świadomość że to nowość nie tylko dla mnie, więc dziś będzie trochę o żużlu.
Zacząć by trzeba od historii tego sportu. Mówi się, że pierwszy wyścig motocyklowy świata odbył się, gdy tylko wyprodukowano drugi motocykl. To by się nawet zgadzało. Historia „czarnego sportu” zaczyna się bowiem gdzieś w początkach XX wieku. Ścigano się wówczas gdzie i czym popadło. Wystarczyły normalne, drogowe motocykle, kilku zapaleńców oraz miejsce do ścigania. Z tym ostatnim bywało różnie. Wyścigi odbywały się najpierw na trawie, potem zaczęto wykorzystywać tory kolarskie lub do wyścigów chartów itp.
Przyjmuje się, że pierwszy „prawdziwy” wyścig żużlowy odbył się 15 grudnia 1923 roku w australijskim West Maitland. Za „plac boju” posłużył miejscowy tor do wyścigów kłusaków. Pomysł chwycił i od tego momentu zawody zaczęły odbywać się regularnie na podobnych obiektach.
Niedługo później sport ten zawitał także do Europy. Zwano go wówczas „dirt-trackiem”. Pierwsze udokumentowane zawody na „starym kontynencie” zorganizowano w Manchesterze 25 czerwca 1927 roku. Jednak prawdziwym początkiem tego sportu w Europie były zawody w High Beach, rozegrane 19 lutego 1929 roku przed ponad trzydziestotysięczną publicznością. W tym samym roku zainaugurowano także pierwszą na świecie ligę żużlową, znaną dziś jako British Elite League. No cóż, Brytyjczycy i w tym byli pierwsi. Brytyjskie czasopismo „The Star” od 1929 roku zaczęło organizować turnieje indywidualne, które w 1936 roku przekształciły się w Indywidualne Mistrzostwa Świata. Pierwszym mistrzem świata został Australijczyk, Lionel van Praag.
Do Polski „czarny sport” zawitał na początku lat trzydziestych. 7 sierpnia 1932 roku w Mysłowicach rozegrane zostały pierwsze indywidualne mistrzostwa Polski. Startowano wówczas na normalnych maszynach drogowych i w związku z tym obowiązywał podział na klasy uzależnione od pojemności silnika. W klasie do 250 cm3 zwyciężył Alferd Weyl a w klasach do 350 cm3 oraz powyżej 500cm3 Rudolf Breslauer.
W ten sposób sport ten funkcjonował aż do późnych lat czterdziestych XX wieku. W 1948 roku powstała regularna liga żużlowa. Zniknął podział na klasy oraz pojawiły się specjalne motocykle.
Są one jedyne w swoim rodzaju. Nie posiadają skrzyni biegów ani hamulców. Jest to konstrukcja przystosowana w zasadzie wyłącznie do jazdy w lewo oraz pokonywania łuków ślizgiem.
Silniki do tych maszyn produkują obecnie GM (Giuseppe Marzotto) albo czeska Jawa. Są one jednocylindrowe, gaźnikowe, o maksymalnie czterech zaworach. Pojemność wynosi maksymalnie 500 cm3 a stopień sprężania 13,5 – 16,1. Jako paliwa używa się czystego spirytusu metylowego. Stąd ten charakterystyczny zapach spalin. Dodać trzeba, że silniki te mają nieziemski apetyt. Spalanie jest bowiem „czołgowe”. Czyli sto litrów metanolu na sto kilometrów. Przy zbiorniku którego pojemność wynosi maksymalnie 6 litrów oznacza to, że daleko to jednak nie zajedziemy.
Z tego wszystkiego otrzymujemy około 70-75 KM przy maksymalnych obrotach rzędu 11000 obr/min. Pozwala to na rozpędzenie się do prędkości ponad 100 km/h a jej osiągnięcie zajmuje około 3 sekund. Jest to między innymi zasługą niewielkiej masy motocykla, która według przepisów nie może być mniejsza niż 77 kg. Przyjmuje się, że trwałość silnika wynosi około 100 biegów po czym jednostka wymaga remontu. Jednakże co kilka biegów konieczny jest jego przegląd.
Oczywiście zakup silnika to dopiero początek. Jednostka jest bowiem od razu tuningowana. Celem tych zabiegów jest nie tylko podniesienie osiągów ale także dopasowanie jej charakterystyki do specyfiki jazdy konkretnego zawodnika.
Wiele zależy od sprzęgła. Wielotarczowy mechanizm nie ma lekkiego życia. Pierwszą rzeczą którą zawodnik robi po wyścigu jest udanie się do boksu i schłodzenie tarcz sprzęgłowych specjalną dmuchawą. Dobrej klasy sprzęgło przy odrobinie szczęścia przeżyje może jeden sezon, tarcze i sprężyny najwyżej kilka biegów.
To oczywiście tylko kilka ciekawostek na temat motocykla żużlowego. Temat jest bardzo obszerny a dokładną specyfikację tych maszyn określa w najdrobniejszych szczegółach regulamin.
Jeśli chodzi o zasady i odmiany żużla, to sprawa jest dość skomplikowana. Jednak nie aż tak jak w baseballu, który zrozumieć mogą tylko i wyłącznie urodzeni w Stanach amerykanie i nikt więcej.
Przede wszystkim mamy kilka odmian „czarnego sportu” i każda z nich ma swoje niezależne mistrzostwa świata.
Najstarszą i jednocześnie najpopularniejszą odmianą jest „żużel klasyczny”. Rozgrywany jest na torach o długości od 260 do 425 metrów o nawierzchni sypkiej, umożliwiającej branie zakrętów spektakularnymi uślizgami. Specyfika wyścigu uzależniona jest od długości toru. Te krótsze, do 300 metrów, zwane są „torami technicznymi” i są popularne w Wielkiej Brytanii. Krótszy tor powoduje, że procentowo większą jego część stanowią łuki. Wyścigi na nich rozgrywane są bardzo widowiskowe i emocjonujące, jednak wymagają od zawodników większych umiejętności pokonywania łuków. Tory użytkowane w Polsce mają długość od 320 do 400 metrów.
Zwykle w wyścigu, w żużlu fachowo zwanym „biegiem” bierze udział czterech zawodników. Dystans jaki mają do pokonania to z reguły cztery okrążenia toru. Jest to najpopularniejszy typ zawodów w krajach o najbardziej rozbudowanej lidze, czyli w Polsce, Szwecji i Wielkiej Brytanii.
W Niemczech, Belgii i Holandii popularna jest odmiana tego sportu rozgrywana na torach „długich”. Mają one nawierzchnię trawiastą i długość od 350 aż do 1300 metrów. Specyfika jazdy jest tu zupełnie inna. Zakręty są łagodniejsze ale za to trzeba pokonać znacznie więcej okrążeń toru.
W krajach Skandynawskich oraz byłego ZSRR popularnością (z wiadomych względów) cieszą się wyścigi na lodzie.
Żużel jest sportem uprawianym w zaledwie 30 krajach. Nie jest więc specjalnie popularny. Ciekawostką jest możliwość przynależenia zawodnika do kilku klubów w różnych ligach w różnych krajach jednocześnie. Zawodnik występujący w lidze polskiej może jednocześnie jeździć w lidze angielskiej i szwedzkiej i będzie to zgodne z przepisami. Rzecz wyjątkowa w sporcie.
Mistrzostwa świata w latach 1936 – 1994 odbywały się jako wyścigi jednodniowe. Szesnastu najlepszych zawodników wyłonionych we wcześniejszych eliminacjach ścigało się według standardowej tabeli dwudziestobiegowej. Tytuł Mistrza Świata otrzymywał zdobywca największej liczby punktów. Od 1995 roku, wzorem innych dyscyplin motorowych, mistrzostwa rozgrywane są jako turniej Grand Prix.
Rozgrywane są także Mistrzostwa Europy, jednak mają one znacznie niższą rangę. Oprócz tego mamy także międzynarodowe imprezy o mniejszym zasięgu, jak na przykład Puchar MACEC dla federacji krajów Europy Środkowej oraz Mitropa Cup.
Wszystkich tych rewelacji dowiedziałem się, stojąc w oknie mojego pokoiku wraz z kolegami z Wydziału i obserwując zawody żużlowe przez pożyczone z Zakładu Kręgowców lornetki. Miało to ten plus, że zawody oglądaliśmy całkowicie za friko i nie było zakazu przynoszenia ze sobą napojów, także alkoholowych.
Koledzy odgrażali się, że zabiorą mnie kiedyś na „prawdziwe zawody” do Bydgoszczy, jednak nigdy do tego nie doszło. Może czas w końcu przestać się łudzić 😉
Całą zaś historię przypomniała mi pewna toruńska wystawa sprzed kilku lat, której zdjęcia użyte zostały jako luźna ilustracja artykułu.