Po całkiem udanej zeszłorocznej edycji na co to ja nie liczyłem w tym roku… Najbardziej to się oczywiście przeliczyłem. „Wielcy” w tej branży albo wystawili stoiska całkowicie symboliczne, albo nie zaprezentowali niczego nowego albo wręcz nie pojawili się wcale. Miałem wrażenie, że oto następuje schyłek tych targów. Oczywiście jest to zapewne przesada i śmierć im nie grozi, ale zastój i marazm jak najbardziej.
Ale do rzeczy. Największym tegorocznym rozczarowaniem było stoisko Kawasaki, a w zasadzie jego brak. No dobrze, było takie mini stoisko, na którym można było powspominać stare dobre czasy, gdy na drogach królowały niepodzielnie Mach-y i Z-etki… Tyle że to już było „i se ne vrati”. To rozpamiętywanie przeszłości nie wróży nic dobrego na przyszłość. Faktem jednak jest, że po wprowadzeniu Euro 4 i wycofaniu ze sprzedaży W 800 dealerzy Kawasaki raczej życie lekkiego nie mają. Ja rozumiem że ktoś tam gdzieś w czeluściach biurowca KHI wszystko sobie dokładnie przekalkulował i stwierdził, że przekonstruowanie silnika W 800 aby dostroić go do nowych norm emisji spalin się nie opłaca, jednak tym sposobem z palety zniknął ostatni charakterystyczny motocykl tej marki… A jeszcze dwa lata temu podstarzali rockersi sprzeczali się tu zaciekle, co lepiej kupić: Kawasaki W 800 czy też Triumpha Boneville… Teraz jakby problem został rozwiązany. Tylko czy o to chodziło?
Stoiska Yamahy nie było w ogóle. Trudno powiedzieć co to ma oznaczać. Czy to oznaka kryzysu w całej branży czy tylko niemoc organizatora? Rozmowy z wystawcami zdawały się wskazywać raczej na to drugie.
Kolejnym rozczarowaniem był Mash. To taka francuska odpowiedź na naszego Rometa czy Junaka w wydaniu XXI wieku. Czyli bierzemy chiński motorek i naklejamy na niego własne logo. Podobno coś tam jeszcze jest w nim „Made In France” , tylko nie bardzo wiadomo co. Wypisz, wymaluj, nasz Junak czy Romet. Zresztą produkty też mają podobne (a niektóre nawet takie same). Tyle że klient francuski czy niemiecki jest zamożniejszy, więc można zaoferować mu trochę więcej. W Internecie Mash chwali się swoimi lekkimi zaprzęgami, których próżno niestety było szukać na targach. Szkoda.
Stoisko Harleya Davidsona jest co roku dokładnie takie samo, więc po latach praktyki i doświadczeń przestaliśmy się tam zatrzymywać. Nawet piesek, który pojechał z nami na targi dla towarzystwa, zaczął w tym miejscu ziewać. Oczywiście znalazła się cała rzesza ludzi którym zupełnie nie przeszkadza, że kolejny raz z rzędu oglądają to samo. Jak mawiał inżynier Mamoń w niezapomnianym Rejsie – „(…) mnie się podobają piosenki, które już raz słyszałem. To przez reminiscencję”. Jest w tym jakaś logika. Rozumiem i szanuję. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach.
Z ciekawostek – po raz pierwszy swoje stoisko wystawił Indian. Znalazły się na nim dwa nowe motocykle, w tym nowy Scout, obok którego postawiono również starego, oryginalnego. Szczerze mówiąc, nowy Scout wygląda nawet interesująco.
Pozostali gracze nie wystawili nic ciekawego. Albo może inaczej – niczego, czego byśmy już nie znali.
Duże powody do zadowolenia miał za to dealer Urala. Już pierwszego dnia targów wszystkie motocykle na jego stoisku zostały oznaczone karteczką „sprzedany”.
Galeria:
Niestety, najbardziej odpowiednim mottem dla tych targów byłoby powiedzenie: „lepsze jutro było wczoraj”…