Węgla nie ma i raczej nie będzie. Próżne nadzieje, że sytuacja sie zmieni. Na szczęście 3000 zł dopłaty można będzie podobno wydać na dowolny cel. Widać, że jednak rządzący, mimo zapewnień, są jednak realistami. Skoro nie na węgiel, to na co można przeznaczyć te banknoty Narodowego Banku Polskiego, które przecież nie spadają z nieba przed każdym sezonem grzewczym?
Możemy na przykład przeznaczyć je na motocykl. Przy czym dysponując trzema tysiącami złotych w gotówce, z konieczności trzeba będzie celować w same doły piramidy cenowej. Ale przecież taki gruz to może być świetny projekt do renowacji na zimę.
Może być zimno, ale na pewno nie będzie nudno.
Postanowiłem wobec tego sprawdzić, co można ewentualnie dzisiaj kupić za te cudownie rozmnożone pieniądze. Na jednym z niemieckich portali ogłoszeniowych ustawiłem poprzeczkę w wyszukiwarce na 500 Euro, bo wypadałoby mieć jeszcze trochę węgla*, to jest pieniędzy, na ogarnięcie rejestracji, ubezpieczenia i ewentualnie jeszcze jakichś drobiazgów. No to zaczynamy łowy!
- Poniżej tej kwoty można na przykład kupić Yamahę XJ 900 z 1998 roku. Motocykl na zdjęciach prezentuje się lepiej niż nieźle. Przebieg 125 000 km z jednej strony, na tle innych ogłoszeń, wygląda na spory. Ale za to może być nawet prawdziwy. Według opisu motocykl stoi od dawna i są problemy z jego uruchomieniem. To znaczy czasem podobno odpala. A czasem nie. Sprzedający życzy sobie za niego 300 Euro.
- Pięćdziesiąt Ojro więcej trzeba zapłacić za Suzuki GSX1100 z 2005 roku. Maszyna jest po (niewielkim?) wypadku. Straty na pierwszy rzut oka wielkie nie są. Do wymiany czacha, pognieciony jeden wydech, przednia felga i potłuczony klosz lampy tylnej. Czy dużo więcej, tego już na zdjęciach nie widać. Co ciekawe, nadal jeździ i możliwe są nawet jazdy próbne. Co jeszcze bardziej interesujące, możliwe jest ponoć wykonanie przeglądu technicznego na miejscu. 😮
- Również trzy i pół stówy wyłożyć trzeba na kolejną Yamahę, tym razem XJ 600 z 1987 roku. Motocykl prezentuje się naprawdę lepiej niż dobrze, podobnie jak poprzednia XJ jest mocno zastany i wymaga gruntownego czyszczenia gaźników i zbiornika. Ale co najważniejsze – pali i jeździ, co prawda tylko na ssaniu, ale jednak. Również przebieg, lekko ponad 45 000 km sprawia, że warto byłoby się nią zainteresować.
- Cztery stówy (bez jednego Euro) należałoby wyłożyć na pierwszego choppera w tym zestawieniu. W zasadzie to na softchoppera. Znowu Yamaha, tym razem SR 125 z 1998 roku. Podrdzewiała tu i ówdzie, bez kluczyka (?), nie na chodzie, zastana, za to ze sprzedającym który zastrzega, że nie udzieli na jej temat żadnych informacji. Ciekawe.
- Równiutkie cztery stówki zapłacić należy za Suzuki GSX 600 z 1992 roku z tablicą rejestracyjną zakrytą do zdjęcia elegancką szmatą. Wygląda na to, że doły cenowe, oprócz chińskich skuterów, okupują Yamahy i Suzuki. GSX jest oczywiście nie na chodzie, podobno znowu gaźniki do czyszczenia. Przebieg sprzedający ustalił na 11 156 km. Prawdopodobnie ten motocykl służył tylko do oglądania, a nie do jeżdżenia.
- Kolejna Yamaha, tym razem FJ1200 z 1990 roku, do wyrwania za 450 Euro. Sprzedający do zdjęć ustawił ją we właściwym miejscu, czyli koło śmietnika. Uszkodzone są owiewki, ogolny stan jest raczej zniechęcający. Oczywiście, ten egzemplarz także nie jeździ i nawet nie próbuje udawać, ze jest inaczej. Jak zwykle, ponoć gaźniki… To chyba jakaś epidemia.
- Pierwsze Kawasaki w tym zestawieniu. GPX 600R z 1996 roku, do kupienia za 450 Euro. Silnik ponoć nie ciągnie paliwa, a akumulator wyzionął już ducha. Ale za to motocykl został w zeszłym roku doinwestowany nowym łańcuchem, olejem oraz świecami zapłonowymi. Czyli wymieniono wszystko, co nie było przyczyną problemów z rozruchem. Ale w cenę wliczony jest za to kufer centralny, na oko dwa razy większy od całego motocykla i pasujący do niego również jak pięść do oka.
- Za 490 Euro jest do kupienia pierwsza Honda. CB 450 “Oldtimer”, jak to kilkukrotnie powtórzone zostało w ogłoszeniu. Jest ono tak krótkie i lakoniczne, że słowo „oldtimer” stanowi 50% jego treści. Maszyna jest z 1985 roku. Ogmolowana, pięknie pomalowana sprejem na czerwono. A może nawet i pędzlem? Trudno powiedzieć, którą metodą można wykonać więcej zacieków. Pierwszy motocykl w zestawieniu, co do którego istnieje pewne podejrzenie, że może nawet być zdolny do poruszania się o własnych siłach. Ale to może równie dobrze być moja nadinterpretacja nad wyraz skromnej treści ogłoszenia.
- Równe pięć stów trzeba zapłacić za Kawasaki ER – 5 z 2005 roku albo Suzuki GSX 1100 z roku 1994, oba ze zdemolowanymi silnikami. Można się tylko zastanawiać, który gorzej. Kawa nie ma góry silnika, Suzuki dołu. Oba wspaniale zapuszczone i obiecujące. Szczególnie Suzuki, z pełnym oryginalnym pakietem turystycznym. Ale węglowy deputat może w ich przypadku nie wystarczyć, aby doprowadzić którykolwiek z nich do stanu używalności.
- Jeszcze jedna propozycja dla miłośników chopperow, born to be wild i takich tam. Suzuki GT 80 L z 1992 roku. Wygląda wręcz wspaniale, dokładnie tak, jakby ostatnie 30 lat przeleżał w stodole rednecka. Tak zresztą chyba w sumie było. Cudowny z wypatroszonym przednim reflektorem, z którego zwisają smętnie żarówki na przewodach. Ale, jak to chopper, poza tym jest twardy. Odpala, jeździ, skręca, hamuje, a nawet trąbi. Piękna rzecz.
- And the winner ist… Heshan Guoji Senke 125, mały chiński motorek, opisany przez sprzedawcę jako “Razor 125” i wyglądający przy tym jak niedorobiona kopia Suzuki GN, tyle tylko że na odlewanych kołach, których wzór zapożyczony został najwyraźniej ze starego siewnika. Nawiązania do klasyki należy doceniać. Poza tym jest brzydki jak noc, ale za to z 2015 roku i do tego zwyczajnie, na chodzie. Motocykl jest do wzięcia za równiutkie 500 Jurków, co oznacza, że rządowy zasiłek węglowy pozwoli na bezproblemowy zakup sprzęta oraz ogarnięcie jego papierologii.
I nawet jeszcze coś powinno nam zostać w kieszeni. Udanych zakupów!
*) mianem „węgla” („Kohle”) w niemieckiej mowie potocznej zwykło określać się gotówkę.