Całkiem zwyczajna historia

img20200425_2019189622

Zamek zawsze kojarzył mi się z budowlą stricte obronną. Ten za to wygląda jak pałac. Cóż, to co w języku polskim wydaje się to logiczne, wcale nie musi być takie w innych.

Zastanawiam się, gdzie się zatrzymać. Póki co stoję na brukowanej ulicy przed zamkiem. Czy też raczej pałacem. Na razie nikt nie jedzie, ale zbyt długi postój  tym miejscu jest niewskazany. Zamkowy dziedziniec oddzielają od drogi metalowe słupki. A skoro są słupki, to znaczy, że właściciel pałacu, kimkolwiek by nie był, nie życzy sobie, aby rozjeżdżać mu plac. Mimo iż motocykl z łatwością przejedzie pomiędzy nimi.

Tyle tylko, że właśnie za tymi słupkami stoi sobie w najlepsze, wygrzewając się w promieniach wiosennego Słońca, Triumph Bonneville na miejscowych numerach rejestracyjnych. Czyli znaczy się, nie można wjeżdżać, no chyba że się jednak bardzo chce – to wtedy można.

dsc_4869-sepia1

Oczywiście nie da się wykluczyć, że tamten motocykl należy do kogoś z pracowników pałacu; w końcu mieści się tam na pewno „parę” instytucji. Ryzyk – fizyk; postanawiam że wjadę i zaparkuję niedaleko tamtego. Może nikt się nie przyczepi. A nawet jeśli, to przecież jestem zabłąkanym turystą. Przecież nawet nie muszę udawać. Wystarczy spojrzeć na tablicę rejestracyjną. Jestem przecież dobrze ponad 1000 km od domu.

Właśnie. Ponad 1000 kilometrów. Powoli to do mnie dociera. Nieźle jak na motocykl, który miał nie dojechać do granicy powiatu.

1 comments

Dodaj komentarz