
Lata osiemdziesiąte XX wieku to w szeroko rozumianej muzyce rockowej czas odkryć i poszukiwań. Z dzisiejszej perspektywy wydawać by się mogło, że łatwo było wówczas zostać pionierem. W którą stronę by się człowiek nie udał, to zawsze była jakaś nowa droga do okrycia. Oczywiście, w rzeczywistości wcale tak prosto nie było i nawet na najbardziej oczywiste dziś rzeczy ktoś musiał jednak kiedyś wpaść. A gdyby tak założyć żeński zespół rockowy? Taki Vixen na przykład?
Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że pomysł wcale nie był nowy. Nie był to jedyny całkowicie kobiecy skład obecny na ówczesnym rynku muzycznym ani nawet najostrzej grający.
Lisice były pierwszym żeńskim zespołem, który przebił się szturmem do ówczesnej pierwszej ligi zespołów rockowych świata, stając się na scenie pełnoprawnym graczem a nie tylko ładną i ciekawą przystawką, suportem dla „prawdziwych, męskich” kapel. A tak niestety los obszedł się z innymi, ciekawymi, damskimi formacjami.
Zespół powstał w roku 1973 (inne źródła mówią o roku 1974) z inicjatywy gitarzystki Jan Kuehnemund jeszcze podczas jej nauki w szkole średniej w St. Paul w Minnesocie. W 1980 roku przeprowadziła się do Los Angeles i to wówczas, w jednym z kalifornijskich klubów udaje jej się zwerbować do swojego projektu wokalistkę, Janet Gardner. Tak powstał zalążek późniejszego „wielkiego Vixen” oraz jego główny duet kompozytorski. Jednak do klasycznego składu droga była jeszcze bardzo daleka. Ten rodził się w bólach i mękach i wykrystalizował się dopiero siedem lat później.
Ale do tego jeszcze dojdziemy. Na razie mamy rok 1984 i do sławy droga daleka. Na zasadzie „każdy orze jak może” ówczesne Lisice, których skład uzupełniony jest przez gitarzystkę Tamarę Ivanov, basistkę Pię Miacco oraz Laurię Hedlund na perkusji, zagrały na żywo w filmie „Hardbodies” zrealizowanym dla Playboy TV. Wbrew temu, co może sugerować nazwa wytwórni, produkcja owa ukazała się jako zwykły film fabularny o imprezkach na plaży. Rola Vixen ograniczyła się do zagrania w nim sześciu utworów jako filmowy zespół „Diaper Rash”.
Po wielu perypetiach wreszcie formuje się klasyczny skład Vixen. W jego skład wchodziły: Janet Gardner (wokal i gitara rytmiczna), Jan Kuehnemund (gitara główna), Share Pedersen (bas) i Roxy Petrucci (perkusja). Pojawił się on po raz pierwszy w wywiadzie z 1987, przeprowadzonym przez Penelope Spheeris na potrzeby jej filmu o artystach rockowych The Decline of Western Civilization II: The Metal Years. Gwoli ścisłości, w ostatecznym montażu Vixen całkowicie z tego filmu wycięto, zarówno z wywiadu jak i ścieżki dźwiękowej.
W roku 1988 zespół wysyła do EMI demo zawierające cztery utwory. Po krótkiej wizycie w firmie dziewczyny podpisują kontrakt i przystępują do pracy nad debiutancką płytą. Lata 80-te XX wieku to w USA czasy glam –rocka, zwanego też glam – metalem. Twórczość Vixen również podążała w tym kierunku. Złośliwi twierdzili, że w glam – metalu nie jest ważne jak grasz – ważne jak wyglądasz.
W przypadku Vixen o to drugie można było być od razu spokojnym, bo dziewczyny wyglądały jak milion dolarów. Ale potrafiły również grać i komponować i dobrze czuły się w tym gatunku muzycznym.
Debiutancki album ukazał się jesienią 1988 roku i sprzedał w ponad milionowym nakładzie.

Wykrojono z niego trzy single, które szturmem zdobyły listy przebojów, „Cryin” doszedł do 22 miejsca amerykańskich list przebojów. Teledyski nie schodziły z anteny MTV a ponieważ był to w Polsce okres przemian ustrojowych i wielkiej fascynacji zachodem, to i „ostre dziewczyny” – jak o nich mówiono, trafiły do naszego kraju. Nie dało się nie zwrócić uwagi na motocyklowe akcenty w ich twórczości. Okładka płyty mówi sama za siebie.
Dla Vixen rozpoczął się wspaniały ale i pracowity okres. Koncerty u boku Ozzyego, Scorpions, Bon Jovi, Skid Row i Europe oraz własne trasy. Kurde, nieźle jak na debiut 😉
W roku 1990 ukazuje się „Rev It Up”, druga pełna płyta zespołu. Niemal wszystkie utwory na krążku stworzył duet Gardner/ Kuehnemund. Album zasadniczo powtarza sukces debiutu, ugruntowując pozycję Vixen jako największego żeńskiego zespołu rockowego wszechczasów. Kolejne trzy single atakują listy przebojów, chociaż już z nieco mniejszą skutecznością. W MTV pojawiają się kolejne klipy oraz koncert akustyczny Vixen. Trasy koncertowe u boku Kiss i Deep Purple… Czy można osiągnąć więcej po zaledwie drugim albumie?

W tak pięknych okolicznościach przyrody, w kwietniu 1991 roku, po koncertach u boku Deep Purple, zespół ogłasza koniec działalności z powodu różnic wizji artystycznych. Niewiarygodny koniec na szczycie sławy.
Grupa „reaktywuje się” w roku 1997, chociaż w zasadzie trudno to co się wydarzyło nazwać reaktywacją. W nowym cieleniu Vixen ze starego składu pojawiają się tylko Gardner i Petrucci. Nie ma w nim „szefowej” Jan Kuehnemund i ten brak będzie kluczowy. Mimo tego, niedługo potem ukazuje się trzeci album sygnowany logiem Vixen, „Tangerine”. Krążek ten przeszedł w zasadzie bez echa. Zespół odszedł od swoich glam – rockowych korzeni na rzecz modnego wówczas grunge, co zapewne również przyczyniło się do jego chłodnego przyjęcia przez starych fanów grupy. Jakby tego było mało, doszło do konfliktu z Jan Kuehnemund na tle praw do nazwy i dawnego dorobku artystycznego grupy. Wkrótce po tym zespół ponownie rozwiązano.
Z kolejnych planów „wielkiego powrotu” nic nie wychodziło. Gdy dziewczyny już raz się spotkały, to zaraz znów się pokłóciły. Mimo to, nagrały jeszcze nowy album studyjny „Live & Learn”, który można nazwać „powrotem do korzeni”, chociaż sukcesu dwóch pierwszych płyt nie miał szans już powtórzyć.
W 2012 roku w końcu klasyczny skład spotkał się znowu na planie jednego z programów telewizyjnych. Wyglądało na to, że dawne animozje zostały zapominane, na 2013 rok zaplanowano wielki powrót… Nawet wytwórnia płytowa EMI odzyskała nadzieję i z tej okazji wypuściła reedycję dwóch pierwszych albumów Vixen.
Jest takie rosyjskie przysłowie: „jeśli chcesz rozsierdzić los, powiedz głośno o swoich planach”. Na początku 2013 roku u Jan Kuehnemund zdiagnozowano chorobę nowotworową, z którą nie udało jej się wygrać. Pozostałe dawne członkinie Vixen i tak się jednak spotkały. Oczywiście, jak za dawnych czasów, nic jednak z tego spotkania nie wyszło. Każda z dawnych członkiń zespołu podążyła swoją drogą.

Po Vixen pozostała legenda największego żeńskiego rockowego zespołu wszechczasów, dwa świetne albumy będące klasyką gatunku, sześć teledysków oraz wspomnienia szkolnych dyskotek, na których puszczenie z pirackiej kasety rockowej ballady „Crying” (zamiast królującego na takich imprezach dicho) nie narażało nas na wywalenie z sali wraz z taśmą po trzech sekundach trwania utworu.