Dzień drugi zaczął się od nieoczekiwanego opóźnienia. Oto postanowił dołączyć do nas znajomy. Niestety, jak to zwykle w takich przypadkach bywa – nastąpił poślizg, wydłużony jeszcze przez wymuszoną zmianę jednego z pojazdów. Wyruszyliśmy z ponad półtoragodzinnym opóźnieniem, które po drodze jeszcze się zwiększyło. Podczas tankowania na napotkanej stacji paliw pomyliłem się przy przygotowywaniu mieszanki i niechcący zwiększyłem sobie dawkę oleju. Na szczęście zbiornik paliwa był niemal w ¾ pełny i dzięki temu, mimo iż przeholowałem znacznie, sytuacja nie była dramatyczna. Jednak zwiększona dawka środka smarnego zrobiła swoje – za zaprzęgiem zrobiło się „niebiesko” a „syntetyczny, bezdymny olej do silników dwusuwowych” nie był już taki „bezdymny”. 😉 Do dworu Linslerhof dojechaliśmy około południa. Albo może lepiej – do korka na kilkukilometrowej drodze prowadzącej do niego. Na dodatek zrobiło się ciepło. Widząc kilka solówek omijających na bezczela stojące bezradnie samochody, niewiele myśląc i bojąc się przegrzania silnika, wpycham się na lewy pas za nimi. Udało mi się przejechać za nimi w ten sposób te kilka kilometrów aż do samej bramy wjazdowej. Tu na sznur pojazdów został rozdzielony; współczesne na prawo, na parking przed dworem, stare natomiast na lewo, do wnętrza. W ten sposób znalazłem się niechcący na właściwym pasie.
W przeciwieństwie do soboty, dziś na zlocie zjawiły się tłumy. Zarówno zwiedzających, jak i wystawców, spotęgowane jeszcze przez wracające właśnie z rajdu na regularność stare samochody. Z ledwością udaje mi się znaleźć wolne miejsce do zaparkowania zaprzęgu tuż przy głównej alejce. Z resztą towarzyszy straciłem kontakt w korku – cóż, takie są uroki motocyklowego zaprzęgu. Nie ma jednak powodów do paniki. Miejscem zbiórki jest bar. Tym razem okazuje się on być zapełniony aż do ostatniego miejsca a kolejka do kasy zdaje się nie mieć końca. Moi towarzysze po odstaniu swego dowiadują się, że do jedzenia została już tylko karkówka – wszystkie inne dania dawno zostały już spożyte. Nie mam zamiaru dociekać, dlaczego ostała się akurat karkówka a wszystko inne zostało już dawno skonsumowane i postanawiam wycofać się na z góry upatrzoną pozycję, to jest w kierunku pozostawionego motocykla w którego koszu przezornie schowałem prowiant. Z tego miejsca miałem też dobry widok na tor do wyścigów ulicznych, którego linia startu znajdował się dosłownie 15 metrów od mojego miejsca postojowego. O tak komfortowych warunkach do robienia zdjęć jak wczoraj można było dziś tylko pomarzyć, tym niemniej udało się sfotografować to i owo.
Mała galeria:
„Tradycyjnie” już na zakończenie przypominam o Piątych Międzynarodowych Wyścigach Motocykli Klasycznych który odbędzie się na ulicach miasteczka St. Wendel w dniach 12 – 14 sierpnia 2016. Czasu jest dosyć aby zaplanować piękny urlop 😉