Dystopia

img20240412_10211738

Niespodziewanie, na samym końcu świata, natknąłem się na pozostałości zaginionej cywilizacji. To opuszczony i zrujnowany budynek dawnej, maleńkiej stacji benzynowej. Na pewno funkcjonował tu już w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku, na co wskazują resztki okafelkowania. Tak właśnie wykańczano takie budynki na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. W przybytku tym znajdował się niewielki warsztat, a także sklepik z akcesoriami samochodowymi – i nie tylko.

DSC_8083

Pamiętam że jako dzieciak lubiłem jeździć z ojcem zatankować samochód. Ojciec miał swoją ulubioną stację benzynową. Również maleńką, starodawną, być może nawet z przedwojennym rodowodem. Jeździł do niej zawsze, nadkładając drogi, ponieważ w pobliżu były inne, duże i nowoczesne. Ale jakoś ciągnęło nas do tej starej. Może to przez jej specyficzny klimat? Albo przez spokój i brak pośpiechu?

DSC_8080

Latem po tankowaniu kupowaliśmy zawsze zimną colę, którą wypijaliśmy w cieniu ogromnej lipy rosnącej nieopodal. To była swego rodzaju celebracja tej wizyty. Tankowanie to z jednej strony przykry obowiązek, jako że trzeba sięgnąć do portfela i zapłacić za paliwo. Z drugiej jednak strony doceniało się wolność jaką daje samochód i możliwość pojechania dokądkolwiek i kiedykolwiek przyjdzie nam na to ochota. Rzeczy, które docenia się dopiero wówczas, gdy ich zabraknie.

DSC_8085

Czasem ojciec kupował na stacji oleje, filtry albo świece zapłonowe – zawsze Champion, innych nie uznawał. To były jeszcze te czasy, kiedy przy samochodzie coś się jeszcze samemu robiło, a auto na to pozwalało.

DSC_8086

Stacja paliw ze swoimi charakterystycznymi produktami i szyldami reklamowymi była czym więcej, niż tylko sklepem. Tworzyła specyficzną kulturę benzyny. Ze względu na uwarunkowania społeczno – polityczne nas może trochę w mniejszym stopniu niż na Zachodzie, ale jednak.

DSC_8089

Nie tak dawno natknąłem się na reklamę CPN z lat dziewięćdziesiątych => link. Sami powiedzcie, czyż nie jest słodka? Zwracam uwagą na grającego tu główną rolę Cezarego Żaka, którego życiowym zadaniem jest bycie przeciwwagą dla Krzysztofa Ibisza. Ibisz wygląda zawsze jak nastolatek, Żak zaś jest zawsze panem w średnim wieku. Ależ ten świat jest urządzony.

DSC_8090

Tamtej stacji, na którą jeździliśmy z ojcem już nie ma. Nie został po niej nawet ślad. Nie ma już również ogromnej lipy, w której cieniu piliśmy colę. Dawna kultura motoryzacyjna znika. Nie bardzo wiem, co miałoby ją zastąpić. Czy ma to być siedzenie godzinę w aucie w oczekiwaniu na naładowanie baterii trakcyjnej i w tym czasie rozładowywanie baterii w smartfonie podczas bezmyślnego przeglądania mediów społecznościowych?

DSC_8091

Nie jest tak, że jestem przeciwny postępowi. Jak najbardziej zdaję sobie sprawę z tego, że czas pojazdów spalinowych jest policzony. Nie chodzi przy tym wcale o kurczące się nieubłaganie złoża ropy naftowej. W końcu epoka kamienna nie skończyła się dlatego, że zabrakło kamieni. Po prostu lepsza technika wypiera naturalnie i samoczynnie tę gorszą, wygodniejsze zastępuje to mniej wygodne. Przynajmniej do tej pory właśnie o to chodziło w postępie technicznym.

DSC_8094

Tymczasem dziś celebryta musi mnie przekonywać, że najnowszym cudem techniki również da się pojechać na urlop. Tylko trzeba się do tego odpowiednio przygotować. Dzięki temu przygotowaniu jest w stanie przejechać po autostradzie ten sam dystans w czasie tylko pięć razy dłuższym od swojego dziadka, który trasę tą pokonywał Syreną po kocich łbach i szutrach, wliczając w to również postoje na wymianę urwanych przegubów i zmielonej prądnicy.

DSC_8095

Przy czym Syrena wraz z dziadkiem ważyła mniej, niż bateria trakcyjna w aucie celebryty.

DSC_8097

Jeśli firma musi specjalnie oddelegowywać pracownika na kilka godzin tylko po to, aby pojechał naładować baterię w samochodzie i w tym czasie nie wykonuje on absolutnie żadnej pracy, to mam takie wrażenie, że coś w tej cywilizacji idzie absurdalnie nie tak…

7 comments

  1. No wreszcie śmigam na motocyklu… Ech, jak śpiewał Marek Grechuta: „Zapachniało, zajaśniało, wiosna! ach to ty!…” No super, kocham wiosnę, kocham motocykl i Drogę… Wracając do tekstu powyżej: chyba patrzymy podobnie na świat, Horst… Jak czytałem to, co powyżej napisałeś, czułem, jakbyś znał moje myśli i wspomnienia… Też jeździłem z Tatą na stację tankować, jeszcze „dwusuwa”, kiedy mieszało się olej z benzyną… Rozmowy z Tatą o samochodach i motocyklach… świece „Champion” – tak… nostalgiczna, niewielka stacja benzynowa – tak… też mam te klimaty w sobie, w sercu… Piszesz: „...mam takie wrażenie, że coś w tej cywilizacji idzie absurdalnie nie tak…” – ja też mam takie wrażenie. Lepsze jest wrogiem dobrego. Tylko czy to nowe to na pewno jest lepsze? Dla kogo jest lepsze?… i ta obłuda i pranie mózgów na temat pseudo-ekologii, żeby wciskać nam elektryki, które w sumie, biorąc pod uwagę produkcję i utylizację, z ekologią nie mają nic wspólnego – albo raczej mają: w rezultacie generują większe zagrożenie, niż auta spalinowe? Przejście na inny rodzaj pojazdów jest nieunikniony, ale elektryki to tylko „przejściówka”, technologia, która szybko przeminie, bo jest nieopłacalna, a produkcja i utylizacja generuje potworne zagrożenie dla środowiska… „...mam takie wrażenie, że coś w tej cywilizacji idzie absurdalnie nie tak…„. Pełna zgoda. Czytając w młodości „1984” Orwella uważałem ją za książkę z gatunku „political fiction”. Teraz, jak rozglądam się wokoło, stała się… literaturą faktu.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Mam takie nieodparte wrazenie, ze to wszystko to tylko greenwashing. Jedna wielka ekosciema. To, co moj profesor ekologii zapowiadal dobre 25 lat temu: ze „zieloni”, samozwanczy „ekolodzy” zniszcza ten swiat szybciej i skuteczniej niz cokolwiek innego. I wyglada na to, ze mial pelna racje. Dzis pod pozorem „ochrony srodowiska” dopuszcza sie jego niszczenie. Na przyklad nie stanowi dzis najmniejszego problemu wyciecie lasu, aby na jego miejscu zbudowac farme wiatrowa. Bo jestesmy „zieloni” i chcemy chronic nature. Mozna zamknac praktycznie nie emitujace zanieczyszczen elektrownie atomowe tylko po to, aby rozbudowac stare, kopcaca elektrownie weglowe. Bo wiecie, ochrona srodowiska. A ze przy okazji odkrywka wegla brunatnego znajduje sie pod najstarszym kompleksem lesnym w Europie, to trudno. Tym gorzej dla lasu. Mozna rozjechac buldozerami park narodowy, bo na jego terenie znajduja sie zloza litu potrzebne do produkcji baterii dla samochodow elektrycznych. Bo to wszystko dla ochrony srodowiska. A ze przy okazji zloza te zlokalizowane sa w wygaslym wulkanie bedacym swieta gora dla lokalnej ludnosci – trudno. Niech sie pod salonami Tesli czy innego BYDa pomodla. Promuje sie oszczedzanie zasobow i jak najdluzsze korzystanie z urzadzen technicznych, co jest ze wszech miar sluszne. Ale jakos dziwnym trafem nie dotyczy to pojadow. Te urzadzenia, nie wiedziec czemu, sa z tego wylaczone. Tak jakby ich produkcja i utylizacja byla dla srodowiska lekka, latwa i przyjemna. Przyznaje sie „premie ekologiczne” na zakup nowych pojazdow, podczas gdy w rzeczywistosci powinny sie one nazywac „premiami komsumpcyjnymi”, gdyz napedzaja tylko komsumpcje, a z ekologia nie maja nic wspolnego. Chocby z tego powodu, ze w systemie tym zlomuje sie zwykle calkiem dobre i sprawne pojazdy, ktore moglyby sluzc z powodzeniem jeszcze przez dlugie lata. Prawdziwa „premie ekologiczna” powinien dostac dziadek, ktory od trzydziestu lat uzytkuje ten sam samochod, zmniejszajac tym samym zuzycie surowcow i energii na tej planecie. Ale powiedzmy sobie szczerze – na nim zaden rekin biznesu nie zarabia kokosow.

      Polubienie

    2. Jeszcze jedna mysl. Mam od pol roku w firmie „auto sluzbowe”, ktore jest elektrykiem. Im dluzej z nim musze zyc, tym bardziej dostrzegam jak ta „nowoczesnosc” jest parodia samej siebie. Niesamowite, jak ludzkosc potrafi utrudniac sobie zycie – i to na wlasne zyczenie. Dawno temu czytalem pewne opowiadanie S-F, gdzie cywilizacja co prawda upadala, wszystko sie sypalo i walilo, ale zainstalowane wszedzie kolorowe ekrany przekonywaly, ze wszystko jest ok i lepiej to nam jeszcze nigdy nie bylo. To chyba juz…

      Polubienie

      1. Czasem jak rozmawiam z ludźmi i słucham, co mówią, zastanawiam się, czy oni tego nie widzą? „Patrzą, a nie widzą, a słuchając, nie słyszą ani nie pojmują…” Czy może ze mną jest coś nie tak? Dzięki, Horst, że podzieliłeś się swoimi spostrzeżeniami. Dokładnie tak, jak Ty postrzegam to, co dzieje się teraz. Ufff…. czyli nie jest ze mną tak źle. Tylko dlaczego tak mało ludzi widzi to, co oczywiste? Czyżby aż tak eko-propaganda, wygodnictwo i bezrefleksyjne życie – „bo jakoś tam będzie” – prało ludziom mózgi? Z nosami w smartfonach, powtarzając bełkot wtłaczany im do głów, idą, nie myśląc dokąd… Tak, czy inaczej, to co napisałeś w „Dystopii” jest doskonałym punktem wyjścia do przemyśleń…

        Polubione przez 1 osoba

  2. I jeszcze jedno… ta reklama CPN z Andrzejem Rosiewiczem, którą wyszukałeś w zakurzonej skrzyneczce zapomnienia jest… jest… jest… po prostu MEGA SUPER – fantastyczna!!! Od razu na twarzy uśmiech. Czy nie tak mogłyby wyglądać i dzisiejsze reklamy?! Dzięki niej mam dzisiaj dobry dzień!

    Polubione przez 1 osoba

    1. Smutne to wszystko…..

      Gdy syn był mały zawiozłem go Uazem na tzw Trójkąt Trzech Cesarzy . W czasie rozbiorów na zlewni Czarnej i Białej Przemszy stykały sie trzy zabory. Od strony Mysłowic były Prusy. Od Sosnowca Rosja a od Jaworzna Austro Węgry. Było tam dziko i zapomnianie . Znałem to miejsce z lat chłopięcych. Stare zasypane okopy i co trochę betonowe stanowiska ogniowe.

      Teraz zrobili z tego atrakcję turystyczną . Nie dojedziesz na miejsce gdzie stała kiedyś wieża Bismarcka. Którą ktos kiedys rozwalił. dawno temu można było napotkać spory fragment czerwonego granitu z podstawy wieży. teraz trzeba zaparkować i iść iść . To już nie ten klimat

      Wiem że to się nijak ma do waszych komentarzy ale dla mnie jest to miejsce które wspominam.

      Pozdrawiam Czesław

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz