Opowieść wigilijna

img20200202_07061769

Opowieść wigilijna, czyli zimowy wypad do Gdańska

Kiedyś to byli czasy, a dziś już nie ma czasów… Częściowo prawda, przynajmniej jeśli chodzi o zimową pogodę. Porządkując stary dysk natknąłem się przypadkowo na folder, zawierający zdjęcia sprzed lat. A w nim między innymi fotografie z pewnego zimowego wyjazdu do Gdańska. Prawdziwie zimowego, z siarczystym mrozem i śniegiem zalegającym nawet na najważniejszych drogach krajowych.

Tak zwany „człowiek rozsądny” powie, ze ten wyjazd to było typowe szukanie guza. Być może, ale po latach taki okaz rozsądku nie ma zbyt wiele do wspominania.

Cała rzecz miała swój początek w wigilię. Wówczas padła idea, aby zrobić mały wypad do Gdańska, bo ile można siedzieć przy wigilijnym stole. Dlaczego akurat tam, to już pozostanie tajemnicą. Być może aby zakończyć pamiętną, niedokończoną objazdówkę (1 & 2) wybrzeża? W każdym razie plan był, wobec czego rozpoczęły się przygotowania.

W tak zwanym międzyczasie spadł śnieg, tyle że taki półmetrowy. A zaraz po nim wszystko ściął dwudziestostopniowy mróz, który wcale odpuścić nie zamierzał. Tyle tylko, że my również nie mieliśmy zamiaru dać za wygraną. Wiecie, rozsądny człowiek na naszym miejscu…

Wystartowaliśmy w nocy. To znaczy tak prosto to wcale nie było. Uruchomienie Cinquecento 700 przy minus 25 stopniach jest zadaniem dla cierpliwych, jako że benzyna robi się raczej mało lotna i gaźnik ma niejakie problemy z przygotowaniem odpowiednio bogatej mieszanki na rozruch. Sprawa nie jest jednak beznadziejna i po którejś kolejnej próbie silnik z nieukrywaną niechęcią, ale jednak się odezwał.

Wyruszyliśmy wolniej niż byśmy chcieli, ponieważ na drogach lokalnych zalegały masy śniegu. Pocieszaliśmy się, że na krajowych będzie lepiej. I nawet było, tylko że niewiele lepiej. Bo tam gdzie służbom udało się już śnieg uprzątnąć, jezdnia pozostawała czarna najwyżej przez kilkanaście minut. Chwilę później lodowaty wiatr nawiewał nowe masy śniegu z otaczających drogę pól i łąk.

dscn8294

My na razie mieliśmy inny problem. Ogrzewanie działało tak sobie. Bardzo tak sobie. Na pierwszej napotkanej stacji paliw zrobiliśmy małe rozeznanie. Sprawdzenie co jest ciepłe pod maską, a co nie dało podstawy do przypuszczenia, że termostat nie zamyka się do końca. To znaczy niby działa, ale jednak nie odcina całkowicie dużego obiegu. Diagnoza prosta, termostat do wymiany. Doraźnie zasłoniłem chłodnicę kawałkiem kartonu, wyproszonym u pracownika stacji benzynowej. Grzybopatent, ale jednak pomógł. Jak coś wygląda na głupie, ale jednak działa, to nie może być głupie.

Zdjęcie0578

Dalsza podróż idzie całkiem dobrze. Komfort cieplny znacznie się podniósł, chociaż przy takim mrozie od siedemsetki za wiele wymagać nie można.

Wschód Słońca witamy w Gniewie.

dscn8293

Oznacza to, że czasowo jesteśmy lepiej, niż można by było przypuszczać, chociaż drogi krajowe wyglądają przez cały czas mniej więcej w ten sposób:

Zdjęcie0580

Dalej wcale nie było lepiej. Dopiero w mieście pokazywała się jezdnia. W Gdańsku przywitał nas spokój. Ruch na ulicach był niewielki, a pieszych niemal w ogóle nie było widać. Nic dziwnego, przy takiej pogodzie.

dscn8309

dscn8299

dscn8301

dscn8304

Szaro, buro i ponuro, do tego przeraźliwie zimno. Zapewne znacznie cieplej, niż u nas, bo morze jednak łagodzi klimat. Jednak wrażenie było odwrotne. Zaparkowaliśmy, jak na ludzi oszczędnych przystało, nieco dalej od centrum i udaliśmy się na zwiedzanie. Tak na marginesie, dzisiaj ten numer z darmowym parkowaniem tak blisko centrum zapewne by nie przeszedł.

dscn8320

dscn8322

dscn8323

Tłumy turystów zniknęły. Pełna swoboda zwiedzania i fotografowania. Prawie.

dscn8327

dscn8329

dscn8342

Wcale tak łatwo nie było. Problem polegał na tym, że używaliśmy wówczas aparatu z 2002 roku, czyli generalnie z czasów pionierskich fotografii cyfrowej. Wszystko dopiero odkrywano. W standardzie była dwumegowa matryca CCD, czyli o małej rozdzielczości, mająca dodatkowo pewne problemy z właściwym oddawaniem kolorów. Do tego mało wydajna elektronika, powolny autofocus i – co najgorsze, słabe akumulatory, którym mróz dodatkowo wybitnie nie sprzyjał.

dscn8337

dscn8345

dscn8347

Producent, renomowany zresztą, sam tym bateriom zbytnio nie ufał, bowiem w zestawie z aparatem dostarczał jedną kartę pamięci i aż dwa akumulatory.

dscn8351

dscn8357

Zrobienie na mrozie kilkudziesięciu ujęć wymagało co prawda tylko jednej karty pamięci o pojemności 128 MB, ale za to aż czterech akumulatorów.

dscn8359

dscn8369

dscn8380

dscn8381

Aparat z zapasowymi akumulatorami należało zatem trzymać pod kurtką, wyjmować tylko na czas robienia zdjęć i natychmiast po ich wykonaniu chować z powrotem za pazuchę.

dscn8390

dscn8394

dscn8399

dscn8402

Nie zmienia to faktu, że wskaźnik stanu baterii potrafił zjechać w dół już po zrobieniu kilku ujęć.

dscn8410

dscn8411

dscn8413

Cóż, czasy pionierskie fotografii cyfrowej. Na plus zaś należało zapisać obiektyw z całkiem dobrym zoomem i o niezłych parametrach, szczególnie w tej klasie sprzętu. Inna rzecz, że za dokładnie te same pieniądze można było kupić kilkanaście lat później lustrzankę.

dscn8414

dscn8415

dscn8406

Jednak wówczas nikt specjalnie na to nie narzekał. Odpadało kupowanie filmów, ich wywoływanie w różnorodnych labach oraz późniejsze skanowanie na wątpliwej jakości skanerach, co w konsekwencji i tak dawało obraz w najlepszym razie porównywalny z tym, co można było uzyskać bezpośrednio z prostego cyfraka.

dscn8420

dscn8422

dscn8423

W takim właśnie nastroju zwiedzaliśmy Gdańsk, ciesząc się z barku tłumów oraz niecodziennej, zimowej scenerii. Nie trwało to jednak zbyt długo, bowiem dzień należał do najkrótszych w roku. Wkrótce zaczęło się ściemniać i czym prędzej trzeba było wracać do samochodu, mając nadzieję, że uda się go odnaleźć. Były to bowiem jeszcze czasy bez nawigacji satelitarnych, smartfonów i tym podobnych gadżetów i czasami sam się zastanawiam, jak człowiek był w stanie bez tego wszystkiego normalnie funkcjonować.

dscn8432-crop

Do domu wróciliśmy późno w nocy, po pokonaniu niemal sześciuset kilometrów po zamarzniętych i oblodzonych drogach. Ktoś może zapytać, czy opłacało się tłuc po ciemku tyle kilometrów, żeby przez kilka godzin pooglądać sobie Gdańsk zimą? Ja uważam, że było warto. Dziś zrobił bym tak samo.

Zdjęcie0567

Inna sprawa, że po latach okazuje się, że w trasę wybraliśmy się oldtimerem. W tym bowiem roku mija właśnie 25 lat od zakończenia produkcji Cinquecento. Co oznacza, że nawet najmłodsze egzemplarze są już pełnoprawnymi zabytkami.

img20200425_20070652

4 comments

  1. Pozytywnie zakręcony 😂
    Tyle dobrze że się motorem nie wybrałeś.
    Ostatnio Sąsiad kupił CC 700 w idealnym stanie. Kolor różowy metalik. Śmiejemy się że to auto dla Barbie 🤗
    C
    T34 na alei pokryty śniegiem 👍
    Pozdrawiam Czesław

    Polubione przez 1 osoba

  2. Pracując rok w Gdańsku przy budowie PKM (pomorska kolej metropolitalna) stacjonowałem w okolicy alei 😃
    Czołg był często w polu mojego widzenia.
    Pomijając aspekt po komunistyczny jest to pomnik. I nie mogę zrozumieć ludzi odkrecajacych pokrywy piast kół nośnych.
    Przecież to się na nic nie przyda.
    Pozdrawiam Czesław

    Polubione przez 1 osoba

    1. Historia jest, jaka jest. Nie zmienimy jej, mozemy tylko pamietac jak bylo.
      Co do czolgowego wandalizmu, czy zlodziejstwa – bo chyba nalezaloby tak to nazwac – mysle, ze to ten sam typ ludzi, ktorzy swego czasu odlamywali znaczki i emblematy z samochodow. Cudzych, rzecz jasna. Takie zle rozumiane „kolekcjonerstwo”.

      Pozdrawiam!

      Polubienie

Dodaj komentarz