Month: Marzec 2016

Jeźdźcy Peerelu # 2

Odwiedziny

lublin

Zenon doszedł jakoś do siebie po wypadku. Nawet szybciej niż by się mogło wydawać. Jego nieskomplikowana psychika szybko poradziła sobie z szokiem prostą metodą wyparcia. Po kilku dniach opowiadał nawet o pamiętnym upadku, jednak mówił o nim w trzeciej osobie, jakby opowiadał jakąś anegdotę albo coś, co przytrafiło się komuś innemu. Jedynie po papierosy i gazety chodził już do innego kiosku, nadkładając spory szmat drogi.

Trochę gorzej było z motocyklem, który po upadku na bazaltową kostkę mocno zaniemógł i wymagał dość poważnego remontu.

Problemem Zenona było to, że w komórce w której trzymał Junaka nie było elektryczności. Dlatego tęsknym okiem spoglądał na piwnicę w kamienicy, w której dwóch jego kolegów trzymało swoje motocykle. Jednym z nich był Stefan, który trzymał tam swojego nowiutkiego Junaka. Tego motocykla zazdrościł mu Zenon straszliwie. Drugim motocyklistą był Bolesław, właściciel kilkuletniej SHL. Zwiedził na niej chyba całą Polskę a także kawałek zagranicy. Na tą SHL-kę Zenon mówił pogardliwie, że to „pół motocykla”, bo po pierwsze dwutakt a po wtóre miała tylko 175 centymetrów pojemności, czyli dokładnie połowę tego co Junak. Po prawdzie to Zenon zazdrościł również Bolesławowi tej jego SHL-ki, bowiem motocykl ten miał to do siebie, że liczba jego wyjazdów była równa liczbie powrotów o własnych siłach, czego o Zenkowym wehikule w żadnym razie nie można było powiedzieć.

Wszyscy trzej znali się już od pierwszej klasy podstawówki i dziwnym zrządzeniem losu mieszkali w tej samej kamienicy. Zenon na wspomnianej już wcześniej podstawówce zakończył definitywnie swoją edukację, zresztą z podwójną repetą. Na jednym z rozdań świadectw ukuł słynne do dziś powiedzenie: „jeszcze tylko wp****ol w domu i wakacje”. Kontaktu z ojcowskim pasem zresztą taktycznie unikał. Gdy ojciec wracał z wywiadówki Zenon przezornie uciekał z domu do zapuszczonego parku, gdzie jakiś czas koczował pod jednym ze zrujnowanych mostków, czekając aż sytuacja się uspokoi a koledzy, wśród których był i Bolesław, przynosili mu wykradane z domu jedzenie. To były czasy, rozmarzył się Zenon. Stefan i Bolesław uczyli się dalej razem w technikum. Po latach wszyscy trzej spotkali się ponownie, w największej fabryce w mieście. Stefan był kierownikiem hali, Bolesław odpowiadał za utrzymanie maszyn w ruchu. Zenon był tam stróżem. To również uważał za wielką życiową niesprawiedliwość.

Duża piwnica należała do Stefana, jednak doskonałe (jak na ówczesne warunki) zaplecze warsztatowe było dziełem Bolesława. Pomieszczenie oświetlone było dwiema potężnymi, przemysłowymi lampami rtęciowymi, dzięki któremu było w nim jasno jak w dzień. Żyć nie umierać.

Na tę piwnicę miał chrapkę Zenon. Mimo iż Stefan i Bolesław byli nierozłącznymi przyjaciółmi na dobre i na złe, to jednak całkowicie różnili się charakterami. Stefan był mrukliwy i małomówny, Bolesław to typowa „dobra dusza”. To właśnie Bolesławowi zaczął Zenon wiercić dziurę w brzuchu. Bolesław w końcu uległ namowom i poprosił przyjaciela o zgodę na udostępnienie Zenonowi miejsca w piwnicy.

– Jak tam chcesz – rzucił w swoim stylu Stefan.

Zenon bowiem miał plan nie tylko wyremontować swojego Junaka ale także mocno go „udoskonalić”, cokolwiek to w jego przypadku znaczyło. Wkrótce w Stefanowej piwnicy i przy użyciu Bolkowych narzędzi jego plan został wcielony w życie.

celma

Na początek Zenon postanowił Junaka „odchudzić” i przy okazji poprawić jego chłodzenie, wiercąc w silniku otwory gdzie się tylko dało, niewiele zastanawiając się nad tym co właściwie robi. Masy z aluminium wiele nie ujął, za to udało mu się osłabić konstrukcję do tego stopnia, że podczas próby uruchomienia motocykla jeden z odlewów silnika pękł. Zenon zawył jak pies! Nie dopuszczając do siebie myśli że sam zniszczył silnik swojego motocykla, zgodnie z duchem epoki oskarżył Stefana o sabotaż.

Odpowiedź Stefana była krótka. Kazał mu po prostu wyp****ć z piwnicy razem ze swoim złomem. Tak więc wrak Zenkowego Junaka wrócił do ciemnej komórki na węgiel. Bolesławowi zrobiło się jednak żal Zenka i wykorzystując swoje znajomości załatwił mu nieco części silnikowych pochodzących z jakiegoś rozbitego Junaka, aby ten jednak mógł postawić swój motocykl na koła. Zenon zamiast wdzięczności poczuł wściekłość.

Z początkiem lata maszyna Zenona była już mniej więcej na chodzie. Z dwóch niesprawnych silników udało mu się zrobić jeden w miarę działający. Wywiercone w deklu otwory pozaślepiał śrubami z podkładkami tak, że silnik jego motocykla z daleka wyglądał jakby był chory na ospę. Najważniejsze jednak było to, że Junak jakoś jeździł.

Oprócz przyjaźni Stefana z Bolesławem łączyło również to, że obaj mieli synów w tej samej klasie szkoły podstawowej. Któregoś dnia Zenonowi udało się podsłuchać, jak obaj przyjaciele, korzystając z kilku dni wolnego, naradzali się nad wyjazdem w odwiedziny do swoich dzieci, które akurat przebywały na koloniach w Szklarskiej Porębie. Zenon nie miał co prawda zielonego pojęcia gdzie leży Szklarska Poręba, jednak postanowił przyłączyć się do wycieczki. Ponieważ Stefan nie odzywał się do niego po pamiętnej awanturze w piwnicy, Zenon znów zaatakował Bolesława. Im ten mocniej się opierał, tym zacieklej Zenon atakował, aż w końcu, dla świętego spokoju Bolesław się zgodził.

atlas

Wczesnym rankiem w dniu wyjazdu Stefan i Bolesław wypchnęli z piwnicy budynku najpierw Junaka a potem SHL-kę, posługując się szeroką deską położoną na stromych, piwnicznych schodkach. Chwilę później obie maszyny zostały objuczone bagażami a ich jeźdźcy założyli na siebie odpowiedni strój. W tym czasie Zenon wyciągnął z komórki swój wehikuł. Stefan i Bolesław nacisnęli startery i w powietrzu rozległ się odgłos pracy dwóch silników – rytmicznie postukiwanie Junaka oraz miarowe plumkanie SHL-ki. Kierowcy wsiedli na swoje maszyny i czekali na trzeciego jeźdźca. Tymczasem Zenon walczył z oporem materii. Kopał zaciekle starter ale uparty motocykl ani myślał zapalić.

– Mówiłem ci że to bez sensu – powiedział Stefan do Bolesława, starając się mówić na tyle głośno żeby przebić się przez odgłos pracy silników. W tym samym momencie Zenon zabrał się do odpalania motocykla metodą „na pych”, biegając ze swym Junakiem wokół rosnącej na środku podwórka gruszy. Stefan przyglądał się temu widowisku z mściwą satysfakcją. Bolesław stwierdził w końcu, ze bez jego pomocy się nie obejdzie, jednak w tym momencie oporny motocykl w końcu zaskoczył. Zenon ciężko dyszał ale wzrok miał triumfujący.

– Po prostu zalał się – krzyknął Zenon w stronę kolegów. Stefan nie podzielał tego entuzjazmu.

W końcu cała trójka ruszyła. Pierwszy jechał Bolesław na SHL-ce, za nim Stefan na swoim nowiutkim Junaku a na końcu Zenon również Junakiem, chociaż może lepiej powiedzieć: jechał czymś, co kiedyś było Junakiem. Ten układ grupy również nie podobał się Zenonowi, który widział swoje miejsce na czele kawalkady. Problem polegał tylko na tym, że nie miał bladego pojęcia w którą stronę trzeba było jechać.

Po drodze cała ekipa zjechała jeszcze na niewielką stację benzynową w pobliżu dworca kolejowego. Stefan napełnił zbiornik swojego motocykla pod korek, Bolesław przygotowywał mieszankę dla swojej SHL-ki a Zenon stał z boku i przyglądał się całemu zamieszaniu.

lux

– Jak będziemy się tak guzdrać to nigdy nie dojedziemy do tej… jak jej tam… Poręby – Zenon grał twardziela.

– Bolek, powiedz z łaski swojej temu panu, że następny postój planowany jest za dwieście kilometrów, wiec lepiej żeby zamknął swój dziób i łaskawie zatankował tego rupiecia do pełna – mruknął wściekle Stefan, któremu Zenon ewidentnie działał na nerwy. Poprzysiągł sobie, że nie odezwie się do Zenona, więc zwracał się do niego pośrednio, przez Bolesława.

– Jak to za dwieście kilometrów? – wybełkotał zbity z tropu Zenon.

– Normalnie – powiedział spokojnie Bolesław, nie przerywając wytrząsania mieszanki – do Szklarskiej Poręby mamy około pięciuset kilometrów. W jedną stronę.

Pod Zenonem ugięły się nogi tak, że musiał przytrzymać się dystrybutora. Jeszcze nigdy nie odjechał od domu motocyklem na odległość dwustu kilometrów a co dopiero mówić o pięciuset! Zagryzł jednak zęby i posłusznie zatankował maszynę do pełna. Tak łatwo nie da się przestraszyć. Nie wycofa się, o nie!

Po kilku minutach cała kawalkada opuściła miasto i wyjechała na drogę krajową. Bolesław pewnie prowadził grupę dyktując tempo mieszczące się w przedziale 70-80 km/h. Silniki motocykli grały równym rytmem, szosa wiła się wśród lasów i pól Mazowsza, ciepły wiatr przyjemnie gładził twarze jeźdźców. Zenona opuściły już lęki. Nawet Stefan chyba w końcu przestał się złościć, bo uśmiech zagościł również i na jego twarzy.

Jednak nic co dobre, nie trwa wiecznie. Po kilkudziesięciu kilometrach, tuż przed R., silnik w Junaku Zenona zaczął słabnąć aż w końcu stanął.

– Zatarty – stwierdził Bolesław, bezskutecznie usiłując obrócić wałem.

– Amen – odpowiedział Stefan ponuro.

Zenon stał z boku na brukowanym poboczu, nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Przygoda, piękny sen, marzenia o wolności – wszystko to w jednej chwili rozsypało się w drobny mak. Po kilkudziesięciu kilometrach! Miał łzy w oczach.

– Dobra, nie będziemy tu tak stać na zadupiu – odezwał się w końcu Bolesław. Nie darmo był kierownikiem wyprawy. – Do R. zostało już kilka kilometrów, przepchamy tam motocykl. Sami już nic tu nie zdziałamy.

Zenon wsiadł na uszkodzonego Junaka. Bolesław podjechał do niego z tyłu z lewej strony, zaparł się prawą nogą o podnóżek pasażera i delikatnie ruszył. SHL-ka powoli zaczęła pchać uszkodzony motocykl. Stefan zamykał ten żałobny kondukt, kręcąc głową i mrucząc coś pod nosem.

Doczłapali się w ten sposób aż do CPN-u na obrzeżach R. Motocykle odpoczywały w cieniu pod zadaszeniem stacji. Zenon nie krył łez. Stefan stał z boku i palił papierosa, napawając się widokiem pokonanego Zenona. W końcu jednak zrobiło mu się głupio i bez słowa podszedł do niego i poczęstował go papierosem. Zenon zapalił w milczeniu. W tym czasie Bolesław rozmawiał o czymś z kierownikiem stacji paliw wewnątrz budynku. Wreszcie wyszedł i również zapalił papierosa.

– Dogadałem się – powiedział, zaciągając się dymem – kierownik pozwolił mi skorzystać z telefonu. Załatwiłem ci transport do domu.

Całą trójką usiedli na zakurzonym krawężniku przy stacji. Tym razem to Bolesław poczęstował wszystkich papierosami a Zenon otworzył swój termos z kawą zbożową, która już nie była mu do niczego potrzebna. Palili w milczeniu, popijając kawą z jednego kubka. Wzrok ich utkwił gdzieś na horyzoncie, Słońce pieściło policzki, lekki wiatr targał włosy.

Po niecałej godzinie na stację wtoczyła się zakurzona ciężarówka marki Lublin z wymalowanym na drzwiach logiem pogotowia technicznego fabryki, w której wszyscy trzej pracowali. Kierowca w szarym, roboczym fartuchu oraz berecie z antenką na głowie porozmawiał chwilę z Bolesławem, po czym wszyscy razem wrzucili uszkodzonego Junaka na drewnianą pakę samochodu. Zenon wsiadł do kabiny obok kierowcy. Wypadało życzyć kolegom chociaż „szerokiej drogi”, ale słowa nie przeszły mu przez gardło. Zrezygnowany, pokonany, spuścił wzrok. Silnik ciężarówki zawarczał i auto potoczyło się w kierunku domu, podskakując na nierównościach.

lublin

– Mówiłem ci że tak będzie – powiedział Stefan, gdy ciężarowy Lublin z motocyklem na pace oddalił się.

– Daj już spokój – odparł Bolesław – To jak, jedziemy?

– Jasne że jedziemy! – uśmiechnął się Stefan. Wyrzucił niedopałek w pył drogi i zdeptał go butem. Zawarczały zapuszczone silniki i po chwili dwa motocykle popędziły szosą w kierunku zachodnim.

Lublin wtoczył się na podwórko przed kamienicą. Tak jak przewidywał Zenon, w oknach od razu pojawili się ciekawscy sąsiedzi.

– Sąsiad popatrzy, już wrócił! Mówiłam że daleko nie zajedzie na tym złomie!

– Pani kochana! I tak dojechał dalej niż myślałem!

– A mogłem się założyć że ten grat się rozleci! Wygrałbym!

Zenon słuchał tych docinków i najchętniej rozpuściłby się ze wstydu. Niestety, nie potrafił tego dokonać. Ziemia również, jak na złość, nie chciała się pod nim rozstąpić. „Wszystko przeciwko mnie” – pomyślał z goryczą.

Następnego dnia doszedł telegram. Stefan z Bolesławem pisali w nim że dotarli na miejsce, są teraz z dzieciakami a jutro rano wracają do domu. Zenon miał ochotę wyć z rozpaczy!

Wieczorem trzeciego dnia na podwórko zajechały dwa zakurzone motocykle, SHL-ka i Junak. Ich jeźdźcy witani byli jak bohaterowie. Stefan przygotowywał deskę aby sprowadzić motocykle po schodkach do piwnicy a Bolesław opowiadał o tym, co spotkało ich w czasie wyprawy.

– Mieliśmy w sumie dwie awarie. Stefan złapał kapcia a mi padła świeca. Jutro wywołam zdjęcia to zobaczycie więcej.

Zenon słuchał tego wszystkiego i czuł, że za moment z wściekłości będzie gryzł.

Bolesław dotrzymał słowa. Po południu wszyscy mieli okazje obejrzeć fotografie. Można było zobaczyć na nich piękne krajobrazy, tak różne od równin Mazowsza. Wiele przedstawiało dwa błyszczące motocykle oraz parę uśmiechniętych przyjaciół. Z każdego zdjęcia emanowało szczęście. Ba, nawet Stefan na fotografii przedstawiającej go w momencie wymiany dętki w kole także ma uśmiech od ucha do ucha.

Zenon stwierdził że ich po prostu nienawidzi.

zorka5

Na podstawie wspomnień W.

Jeźdźcy Peerelu # 1

Papierosy

Sporty opt

Zenon ziewnął i przeciągnął się leniwie w fotelu. Sięgnął ręką po leżące na stole pudełko „Sportów”, jednak tym razem zamiast upragnionego „gwoździa” z paczki wysypało mu się na rękę tylko trochę kurzu, zwanego optymistycznie „tytoniem”. Papierosy definitywnie się skończyły. Zenon zaklął szpetnie, zmiął w ręku puste opakowanie i rzucił nim ze złością, starając się trafić w stojące nieopodal kaflowego pieca blaszane wiaderko z węglem. Papierowa kulka obiła się jednak od rantu wiadra i potoczyła po odrapanych deskach podłogi w kąt pokoju. Zenon westchnął. Spojrzał smętnie na stojącą na stole szklaną popielnicę, przepełnioną mikroskopijnej długości niedopałkami. Wreszcie wstał z fotela i podszedł do okna. Deszcz przestał padać. To poprawiło mu nastrój. Z kieszeni spodni wyjął portfel, zlustrował jego zawartość po czym wyciągnął z niego monetę pięciozłotową. Przez chwilę obracał ją w palcach, przyglądając się na wpół zatartemu wizerunkowi rybaka widniejącemu na aluminiowym pieniążku. Wreszcie podjął decyzję. Zdjął z wieszaka wytartą skórzaną kurtkę i wyszedł z mieszkania.

Po drewnianych, trzeszczących schodach odrapanej klatki schodowej zbiegł na podwórze. Wilgotne po deszczu powietrze było świeże i wonne. Odetchnął głęboko. Rozejrzał się bacznie, czy aby nikt z sąsiadów go nie obserwuje ale wyglądało na to, że teren jest czysty. Uspokoił się i podszedł do mieszczących się w rogu podwórza komórek.

Ogromnym, zardzewiałym kluczem otworzył drewniane drzwiczki jednej z nich. We wnętrzu, obok pryzmy węgla stała jego duma – motocykl Junak. Maszyna była już cokolwiek zmęczona życiem, bowiem Zenon miał w zwyczaju nieustannie ją „udoskonalać”, przy czym przeróbki których dokonywał zazwyczaj przynosiły efekt odwrotny do zamierzonego. Elementy zaś motocykla, które zniszczył bezpowrotnie podczas swoich eksperymentów zastępował innymi, które zazwyczaj z Junakiem a czasem nawet w ogóle z motoryzacją nie miały za wiele wspólnego. Gdyby Zenon urodził się kilkadziesiąt lat później, można by go było pewnie nawet nazwać jednym z prekursorów stylu „rat”. Ale ponieważ urodził się za wcześnie, jego motocykl był zwykłym rupieciem na wykończeniu. Zenon pocieszał się, że jest to jedyny taki egzemplarz Junaka w całym powiecie  – a może i nawet w województwie. I to akurat była prawda.

Wyciągnął motocykl z komórki. To co robił na pierwszy rzut oka nie miało żadnego sensu. Kiosk z papierosami i prasą znajdował się zaraz za płotem, w którym nawet zrobiono specjalną furtkę. Ze swojego mieszkania do kiosku i z powrotem Zenon mógł obrócić w niecałą minutę. Motocyklem zaś musiał wyjechać przez główną bramę znajdującą się dokładnie w przeciwnym krańcu podwórza i pokonać w sumie aż trzy ulice i dwa skrzyżowania, na dodatek na każdym skręcając w lewo. Przejechać się dalej też za bardzo nie mógł z racji braku benzyny. Ale nie w tym rzecz. Zenonowi chodziło o sprzedawczynię. Młoda kioskarka wpadła mu w oko już jakiś czas temu. Problem polegał tylko na tym, że zupełnie nie reagowała na jego zaloty. Ale Zenon tłumaczył sobie, że to przez dziewczęcą skromność i dobre wychowanie, nie dopuszczając do siebie nawet przez chwilę myśli, że może się jej nie podobać. Zresztą, ogólnie był on wobec samego siebie całkowicie bezkrytyczny, jednak, jakby dla zachowania równowagi, uwielbiał krytykować innych. Teraz młoda sprzedawczyni na pewno nie będzie w stanie oprzeć się urokowi i czarowi osobistemu motocyklisty. Tak pewnie myślał Zenon kopiąc starter. Jednak uparta maszyna ani myślała zapalić. Nerwowo zatopił pływak gaźnika, aż drogocenne paliwo polało mu się po dłoni. Zaczynała ogarniać go wściekłość, tym bardziej że dzieciaki sąsiadów właśnie wróciły ze szkoły i zaczęły mu się przyglądać z szelmowskimi uśmiechami. Wreszcie, po którymś tam z rzędu kopniaku silnik prychnął, po czym wreszcie zaskoczył. Cały mokry od potu oraz purpurowy na twarzy z wysiłku Zenon, z błyskiem triumfu w oczach wskoczył na siodełko, wbił pierwszy bieg i ruszył z kopyta.

Trzy minuty później zatrzymał się przed kioskiem. Niedbale rzucił monetę na ladę.

-„Sporty” – rzucił od niechcenia chropowatym głosem, zastanawiając się, czy zabrzmiało to wystarczająco buntowniczo.

Dziewczyna w odpowiedzi wytrzeszczyła na niego zdumione oczy.

Tymczasem Zenon wczuł się w rolę. Usiadł na motocyklu. Otworzył paczkę, pstryknął palcem w jej spód aż wysunął się z niej papieros. Włożył go do ust, zapalił zapałkę i wprawnym ruchem złożył dłonie w muszlę, osłaniając płomyk przed nieistniejącym w tej chwili wiatrem. Zapalił papierosa, zaciągnął się z rozkoszą. Otoczyła go chmura ciężkiego, gryzącego dymu o znajomym zapachu świeżo kładzionego asfaltu. Zaciągnął się znowu, splunął wiórami z papierosa bez filtra które przykleiły mu się do języka, po czym nacisnął dźwignię rozrusznika, modląc się w duchu żeby motocykl nie przyniósł mu tym razem wstydu. Ciepły silnik zaskoczył od razu. Zenon wbił bieg po czym ruszył ostro po bazaltowym bruku, mając nadzieję że dziewczyna go obserwuje. Pierwszy bieg, drugi i gaz. Maszyna pruje przed siebie, podskakując lekko na kamiennych kostkach, którymi wyłożone były wówczas drogi w mieście. Pierwszy skręt w prawo… Tym razem Zenon czuje że z maszyną dzieje się coś dziwnego, aż włosy jeżą mu się ze strachu na tyłku. Przednie koło ucieka na mokrym bruku w lewo, motocykl wali się na bok i sunie po kamieniach krzesząc iskry a motocyklista zalicza efektowną glebę. Przechodnie wstrzymują oddech. Maszyna zatrzymuje się wreszcie przy krawężniku po lewej stronie skrzyżowania, jeździec leży przy chodniku po stronie prawej z głową przy studzience kanalizacyjnej. Nastaje przejmująca cisza.

Po kilku sekundach które wydają się trwać całą wieczność, Zenon powoli zaczyna się podnosić z rynsztoka. Wymazany błotem, udekorowany wszelkimi śmieciami jakie tylko można znaleźć na ulicy, w podartych spodniach stanowił obraz nędzy i rozpaczy. Prawdziwy jeździec apokalipsy. Przechodnie nie mogli powstrzymać się od śmiechu.

Zenon, jeszcze nieco chwiejnym krokiem, podszedł do leżącego motocykla. Z wielkim wysiłkiem postawił maszynę na koła. Wyglądała chyba jeszcze gorzej niż jeździec; wgnieciony bak, skrzywiona kierownica, złamana dźwignia hamulca oraz potłuczony wkład lampy, dyndający żałośnie na przewodzie od żarówki…

-„A to wszystko przez te baby” – mruknął z wściekłością Zenon, pchając powoli poturbowanego Junaka do domu przy akompaniamencie salw śmiechu przypadkowych świadków zdarzenia.

Sporty opt

Na podstawie wspomnień W.

Intermoto 2016

DSC_3148

Pewien znajomy stwierdził kiedyś, że przecież każdy stary motocykl kiedyś, w zamierzchłej przeszłości był „nówką sztuką nieśmiganą” i chociażby z tej racji należy bacznie przyglądać się nowościom rynkowym. Nie wiesz przecież, co za 20 lat stanie w końcu w naszym garażu 😉

Żarty żartami, ale na targach motocyklowych Intermoto nie można się nudzić. Chociażby z tego powodu że liczba wystawionych na nich starych motocykli co najmniej dorównywała nowym, albo tylko ja tak to widziałem i nowości niemal nie zauważyłem.

Z ciekawostek warto wymienić MZ w Dieslu. Dwucylindrowy silnik wysokoprężny przystosowany został do zasilania olejem rzepakowym, tak jakby zużycie oleju napędowego na poziomie 3-3,5l/100km to było drogo. W związku z tym maszyna wyposażona została w drugi zbiornik paliwa a w wózku umieszczono chłodnicę z wentylatorem oraz podgrzewacz. Całość podobno sprawuje się całkiem nieźle, mimo iż wygląda jak rat-bike. Wrażenie to potęgują jeszcze mocno przypadkowego pochodzenia części, składające się na ten wehikuł, jak na przykład zawór przełączający zasilanie z ON na rzepak, będący pierwotnie elementem domowego systemu ogrzewania. Jednak zgodnie z zasadą mówiącą że coś, co wygląda na głupie ale działa – głupie być nie może, podpytałem właściciela o sens tej przeróbki. Właściciel z rozbrajającą szczerością przyznał, że olej rzepakowy sprawdza się zasadniczo tylko w lato. Natomiast silnikowi, niezależnie od pory roku, najlepiej smakuje olej opałowy…

Klimatów lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych tym razem wyjątkowo nie było, ku mojej wielkiej rozpaczy. Zamiast tego organizatorzy zafundowali nam wizytę Miss Kraju Saary. Nie powiem, nawet mówiła sensownie i nie dawała się wmanewrować w podchwytliwe pytania. O zgrozo, również znała się na motocyklach – na ile to nie wiem, ale na pewno lepiej niż ci, co przeprowadzali z nią rozmowę. Więc nie tylko ładna ale i inteligentna. Za inteligentna. Na Miss Świata nie ma szans 😛

Spotkałem również kilku znajomych, z którymi widuję się często podczas imprez oltimerskich. Pogadaliśmy o nadchodzącym sezonie, umawiając się wstępnie na kilka nadchodzących terminów. Tak zwyczajnie. Okazało się jednak, że całkiem nieświadomie spotkałem się z innym „znajomym”, z którym „rozmawialiśmy” wiele razy – ale tylko przez internetowy portal społecznościowy. Oczywiście poza matrixem nie poznaliśmy się zupełnie i mając wreszcie okazję porozmawiać swobodnie – zmarnowaliśmy ją. O fakcie, że stanęliśmy wreszcie twarzą w twarz i zamieniliśmy dwa słowa dowiedzieliśmy się dwa dni później, znów rozmawiając w matrixie. Co ten nowoczesny świat robi z nami? Czy za kilka lat będziemy w ogóle w stanie rozmawiać na żywo?

Tymczasem zapraszam do galerii: