Jeszcze nigdy w swojej historii „siedemsetpięćdziesiątka” nie rozpoczęła sezonu tak późno, jak w tym roku. Oczywiście nie licząc czasów gdy była wrakiem przeznaczonym na części – bo wtedy żaden sezon nie był już jej pisany. Jednak po tym, jak maszyna została odratowana sezonu albo się nie kończyło, albo zaczynało najpóźniej na początku lutego.
W tym roku stało się inaczej. Jeszcze w zeszłym roku zauważyłem, że rozrusznik pracuje coraz słabiej, jednak nie zwróciłem na to większej uwagi. W końcu akumulator ma ponad siedem lat, więc żaden cud – czas już na niego. Zima trochę się przeciągnęła a w marcu okazało się, że rozruch jest niemożliwy. Cóż, zaskoczenia raczej nie było.
W międzyczasie postanowiłem jeszcze wymienić uszczelkę pod głowicą, bo zaczynała pokapywać olejem. Powoli zacząłem opracowywać zakres robót oraz listę niebędnych części. Ale z tym akumulatorem coś mnie tknęło. Bowiem „komputerek” pokazywał jego słabą kondycję tylko podczas próby rozruchu – i tylko wówczas. Postanowiłem więc odpalić drania z kabla, pożyczając prąd z samochodu.
Oczywiście nic to nie dało. Po kablach poszedł taki prąd że aż auto jęknęło, ale rozrusznik się nie obrócił. A więc sprawa jakby się wyjaśniła. Tyle że nie tak jak chciałem. Trochę szkoda że konstruktorzy „wykopali” kopniak z tego motocykla, bo w Z 650, jego bezpośrednim protoplaście, kopajka była. Dawno temu, w pewnej Hondzie, ratowała mi tyłek.
Wymontowany rozrusznik pojechał do znajomego elektryka który obejrzał go, pokiwał głową i rzekł tylko:
„- Mehr tot als der Tod” (bardziej martwy niż śmierć).
Czyli, chcąc nie chcąc, trzeba będzie zamówić także rozrusznik. Jego ceny mogą przyprawić o ból głowy. W końcu udało się zakupić używany, wyjęty z motocykla który miał mniej szczęścia.
Wszystko to trwało oczywiście dużo dłużej niż planowałem. W końcu jednak mamy lock down. Maszynę udało się ogarnąć dopiero z końcem kwietnia.
Wymieniona została także uszczelka pod głowicą, dzięki czemu motocykl przestał już znaczyć teren – jak na produkt „Made In Japan” przystało.
A że nowa uszczelka musi trochę pojeździć i osiąść, przeto zaczęliśmy nabijanie kilometrów.
Boczne drogi mają swój urok.
Ponoć gdy są bunkry, to musi być fajnie.
Akumulator zaś, ku mojemu bezgranicznemu zdumieniu, jeździ już ósmy sezon.
Bunkry jak bunkry, ale mleczyki (mniszki) w tle… Cud, mniut 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ile trzeba bylo sie na te kwiaty w tym roku naczekac 😉 A tematem bunkrow trzeba bedzie sie zajac, bo jest on coraz ciekawszy.
PolubieniePolubienie