Podobno człowiek zaczyna być naprawdę stary w momencie, w którym z rozrzewnieniem zaczyna wspominać „dawne, dobre czasy”.* Może nie powinienem pisać już nic więcej na ten temat, skoro cała ta strona ma w dużym stopniu charakter wspomnieniowo – nostalgiczny…
Nie chodzi mi o gloryfikację dawnych czasów, bo w sumie nie ma czego gloryfikować. Nie były one wcale dobre. Tym niemniej jedną rzecz wspominam z rozrzewnieniem – niemal puste drogi w weekendy, gdy można było podróżować godzinami, nie spotykając zbyt wielu pojazdów. A napotkać motocyklistę to już było wyjątkowe święto, które zresztą zwykle celebrowało się poprzez wspólny postój i rozmowę, trwającą nawet i przeszło pół godziny. Rozmawiało się o wielu rzeczach. O motocyklach, podróżach, ludziach. Czasem okazywało się, że gdzieś tam mamy jakichś wspólnych znajomych. Albo prawie znajomych. Wszystko jedno, świat był mały.
To już było i wątpliwa sprawa, żeby jeszcze kiedyś wróciło. Natomiast receptą na puste drogi jest wyjazd tak wcześnie rano, jak to tylko możliwe. Skoro ludzie w weekend chcą pospać, więc należy to wykorzystać. Takie postępowanie ma jeszcze ten plus, że wschód Słońca można podziwiać w tak pięknych okolicznościach przyrody.
*Tak naprawdę to ludzie z rozrzewnieniem wspominają swoją młodość a nie czasy, jednak nie wiedzieć czemu myli im się jedno z drugim.